Burmistrz Miasta Iławy już nie „czaruje”! Jest most nad Małym i Dużym Jeziorakiem, ale... zabraknie przejazdu z ulicy Grunwaldzkiej w ulicę Wyszyńskiego. Nie wiadomo na dobrą sprawę jak tłumaczyć tę sytuację – Włodzimierz Ptasznik naprawdę nie rozumie i nie kojarzy podstawowych problemów miasta, czy po prostu bawi się w komika i nieudolnie żartuje sobie z obywateli...?
Już nie słychać głosu w stylu: „jeszcze nic nie przesądzone” czy „rozmowy jeszcze się toczą”. Na wrześniowej sesji mówiono już tylko o podziemnym przejściu dla pieszych. Bez „czarów”! „Przespanie” przez miejscowych włodarzy bezkolizyjnego przejazdu w miejscu szlabanów przy „białym” kościele objawiło się w końcu, bez ściemy.
Będąc obserwatorem sesji, czasami ulegałem wrażeniu, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Nawet redaktor Kuriera w ostatnim numerze napisał w tytule: „Dług topnieje”. Oczywiście, że nie chodzi o ponad 50 mln zadłużenia w miejskim budżecie. Zadłużenie miasta jest ogromne. A może tylko ja i kilkoro radnych zainteresowanych jest ewentualnym pomniejszaniem miejskiego zadłużenia...
Topnieje tylko o niespełna 60 tys. zł dług klubu sportowego „Jeziorak”. Pozostaje im do spłacenia i tak ponad 800 tys. zł, ale burmistrz – pełen optymizmu – jest przekonany, że „w ciągu kilku kolejnych lat zarząd w jakiś sposób poradzi sobie z tym zadłużeniem”. Pani skarbnik nie używała tak pokrętnego języka finansowego jak burmistrz, ale też mocno zagmatwała swoją wypowiedź, wspominając, że to „ważny interes społeczny, a więc duże grono trenujących w klubie dzieci”.
Bardzo bym chciał, żeby klub „Jeziorak” dodatkowo zadłużył się na kwotę blisko miliona złotych i wydał na treningi dzieci. Ale to nie tak! Te ponad 800 tys. zł nie „poszło” na treningi dzieci! O tym wiedzą już nawet niewtajemniczeni w działalność finansową „Jezioraka”.
To, że Polska nie jest już „zieloną wyspą”, jest oczywistą oczywistością. Każdy odczuwa to na własnej skórze. Teraz jeszcze tylko nam iławiakom potrzebna jest świadomość, że 50 mln zadłużenia to ogromna suma. Jest to suma, na którą złożymy się my mieszkający w Iławie. I jeszcze jedna osobista konstatacja (subiektywizm): obecna ekipa nie będzie „parła” na zmniejszanie długu. Liczy się piękne miasto? Jak najbardziej, ale olbrzymie zadłużenie może być co najwyżej pretekstem do utrącania aktywności „niewygodnych” radnych. Jeśli np. radny Eugeniusz Dembek proponuje prace sposobem gospodarczym, by powstało więcej miejsc parkingowych w miejsce wątpliwej jakości trawników, to tu pan burmistrz apeluje do radnego, by samokrytycznie pohamowywał swoje propozycje do inwestycji planowanych na przyszły rok. A dlaczego? I tu bardzo wygodny jest 50 mln dług miasta.
A może brakuje pracy w Iławie, bo lepiej przyjmuje się wielomilionowe inwestycje wykonywane przez obce firmy... Cóż to za inwestycja wykonana gospodarczym sposobem... Tylko kilkadziesiąt bądź kilkaset tysięcy złotych? Mania wielkości? Szczególnie na krótko przed wyborami... Huta „Katowice” sprzedana za „psie pieniądze”...
Może nawet, przy obecnym parciu na zadłużanie się poprzez unijne dotacje, takie prace nie mają podstaw prawnych...
Wielomilionowe inwestycje promują miasta, burmistrzów. Są rankingi schlebiające tym włodarzom, którzy potrafią zadłużyć miasto do granic możliwości. Oceniana jest skuteczność pozyskiwania „środków zewnętrznych”, pozabudżetowych. Na pociechę usłyszeliśmy od burmistrza o wielkich polskich miastach, których wskaźnik zadłużenia przekroczył już ustawowe 60%. Iława ma jeszcze „w zapasie” niecałe 10%. Ale to mi pociecha... I dalej – słyszę o piękniejącej Iławie. Dla mnie Iława zawsze będzie pięknym miastem. Powtórzę: ZAWSZE. Najgorsza nawet władza nie jest w stanie popsuć uroku Iławy. Piękno niezależne jest od władzy.
W Iławie często ludziom serwuje się tzw. kwiatek do kożucha. A kożuch?
Władza ma układać piękne życie w Iławie. Bezrobocie w Iławie kilkunastoprocentowe. Może da się to wyliczyć bez fałszerstwa. Nie będę przecież w statystykach wśród bezrobotnych – mam emeryturkę. Choć tak do końca nie jestem przekonany, bo przy modlących się po 10 kwietnia 2010 r. wykrzykiwano na placu: odebrać im emerytury!
A przecież nie jest tajemnicą, że byłem w sobotę 29 września br. w Warszawie na manifestacji „Obudź się Polsko!” I nie był to sprzeciw tylko wobec zawłaszczania wolności wypowiedzi dla jednej, jedynej, słusznej Platformerskiej Opcji. To już był krzyk, ale jakże kulturalny, w sprawie upadku naszej Rzeczpospolitej. To nic, że Niemcy (pewnie lewacy) pisali o skrajnej prawicy na ulicach Warszawy. Polacy wiedzą (jak rzadko który naród), że wolności jest w nas tyle, ile zdołamy jej sobie wyobrazić. Rosło mi serce, gdy widziałem mnóstwo ludzi niosących transparenty w kształcie pióropuszy polskiej husarii.
Z Iławy pojechały dwa autokary. Pewnie mogło i chciało pojechać więcej, ale kto to miał być? Nauczyciel, urzędnik czy może pielęgniarka? Blady strach – a jak rozpoznają, pokażą? Przecież w Iławie ludzie starają się o jakąkolwiek pracę. Nikt nie chce stracić pracy, choćby nie najlepiej płatnej...
Z tych powodów nie było nas jeszcze więcej. A ile było? Kto to wie... Kłamią, mówiąc o 30, 40 czy 100 tysiącach. Było więcej. Nie brakuje wśród Polaków patriotów. Poświęcili swój czas (kosztem rodziny, najbliższych), pieniądze i wysiłek. Tak trzymać! Odrzućmy postawę, mentalność niewolnika: byle było w mojej misce!
Gdzieś po duszy chodzi mi dewiza, którą dedykować można wszystkim: chcesz być wielki? Służ innym. Taka mądra myśl nie tylko dla iławskich włodarzy czy tych rządzących w Warszawie. Jeszcze powtórzę – należy dbać o kożuch, a nie kwiatek do kożucha. Kożuch = praca. Kwiatek do kożucha = nowa spacerowa aleja. Takie credo... trochę na skróty...
Jeśli przestaniemy gapić się tylko w swoją michę, to z czasem zauważymy, że opłaci się nam wszystkim taka postawa. Będziemy coraz bogatsi, będziemy urządzać nasz świat (nie tylko nasze mieszkanie) po naszej myśli. Wywalczymy demokrację bez żadnych przymiotników.
HENRYK WITKOWSKI