Ładnych kilka lat temu prowadziłem spór na łamach Kuriera z pewnym nieobecnym już dzisiaj publicystą na temat, jakie budowle w Iławie zasługują na miano zabytku. On wówczas optował uznaniem za takowy zdezelowany komin, który stał na miejscu dzisiejszego Starego Tartaku, skutecznie blokując rozpoczęcie tam jakichkolwiek prac modernizacyjnych terenu. Głośno uznałem to za absurd, bo jeśli centra miast lub ich urokliwe okolice mają być betonowane inwestycyjnie przez podobne „zabytki”, to i pieniądze z Unii np. Iławie na niewiele się zdadzą, bo najwyżej postawi się za nie peryferyjnie nowoczesny szalet miejski.
Leszek Olszewski
Dziś temat nieoczekiwanie wrócił, lekko zmodyfikowany tematycznie, niemniej znów nie brakuje biadolących na to, że ktoś „poważa się na…”. Pochodnię ofiary przejęły od zabytków drzewa, które tu i tam się wycina pod przyszłą zmianę linii przebiegu (a zwłaszcza jakości) dróg asfaltowych z dołączanymi do nich po obu stronach chodnikami oraz trasami rowerowymi.
Ciekawe, czy jak Kazimierz Wielki modernizował w XIV wieku Polskę, zostawiając ją finalnie murowaną z ufundowanym przez siebie uniwersytetem w Krakowie, też nie brakowało malkontentów twierdzących, że w epoce drewnianej było lepiej i przytulniej. W tamtym roku oddano w użytek odmieniającą centrum miasta na modłę XXI wieku ulicę Niepodległości, wcześniej siermiężną, wąską, z tanim skrzyżowaniem świetlnym w centralnym jej punkcie.
Zanim to się stało, już obiły mi się o uszy lamenty, że ktoś poważył się wyciąć stamtąd wszystkie rosnące dotychczas drzewa. Tyle że w międzyczasie posadzono nowe, idealnie wgrane w zmieniony krajobraz, które z każdym rokiem będą większe i piękniejsze.
Tu nasi lokalni malkontenci nie byli pocieszeni, bo ścięto duże, posadzono małe. Szkoda, że nie na odwrót, też nie mogę odżałować. Poważnie zaś, to teraz przechodzimy deja vu. Znikają lub znikną kolejne stare i w większości brzydkie drzewostany, tym razem z iławskiej ulicy Dąbrowskiego, która wreszcie ma zmienić swe oblicze. Póki co tam pobojowisko i to nie z okazji budowy obwodnicy. Pobojowisko ma tam o wiele dłuższy, całkiem leciwy ogon.
Od zawsze bowiem nie ma tam jednego traktu chodnikowego, płytki są z lat bodaj 60. Jak ich gdzieś zabraknie, idzie się trawą lub piaskową aleją, asfalt jest wąski, dziurawy, co roku dochodzi tam do kilku wypadków, słowem gehenna, której bez środków z Brukseli długo nie udałoby się zaradzić. Ale środki są, prace ruszyły, drzewa poszły w diabły, drogę się poszerzy, wyrówna do stanu lustra, piesi będą paradować po równych płytkach, rowerzyści nie wybiją zębów na chodniku bądź asfalcie – powinniśmy dziękować opatrzności, że tak się to wszystko zmienia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
W Iławie różdżka już kilka razy tąpnęła – te ronda, obwodnica, aleje, kino, amfiteatr, galerie – wszystko w niewiarygodnym wręcz tempie i ciągle coś znów rusza, galopuje – o co więc chodzi obrońcom z tymi drzewami? Pojąć nie mogę, a chcę!
Jeżeli dotychczasowa droga ma 6 metrów szerokości i po obu stronach graniczą z nią drzewa, to jeśli chcemy ją poszerzyć do 10 metrów, logiczne, że tych drzew trzeba się pozbyć, a posadzić nowe, wkomponowane w nowy, komunikacyjny krajobraz terenu i tak się robi. O co więc kruszyć kopie i łamać miecze?
Sam mam niemałe ciągotki ekologiczne – sortuję śmieci, dbam o zieleń, kocham lasy, etc., ale nawet w lasach co roku trwa wycinka drzew w najlepsze i jakoś przez dekady w niczym to nie narusza ich struktury. Ktoś po prostu nad tym myśli. To samo ma miejsce, widzę, w Iławie i doprawdy niczego więcej, by spać spokojnie, nie potrzeba!
Jeszcze rozumiem, gdyby tutaj było Mazowsze czy Małopolska, słowem przyrodnicze pustynie, ale tu są historyczne Prusy Wschodnie, zachodnia (nobilitująca) brama Mazur, drzew i jezior wokół przepastne hektary, więc nie ma sensu oburzać się na kilka ścinek na ulicy jednej czy drugiej.
Mało tego, winno się dopilnować, by wszelakie drzewa zniknęły z najbliższego otoczenia dróg powiatowych czy gminnych. Do dziś nie mogę zrozumieć takiego śmiercionośnego obsadzania nawet łączników między wioskami. Przecież najwięcej śmiertelnych wypadków tutaj to uderzenia właśnie w drzewo, czasami z tytułu nagłej awarii samochodu, brawury, przecenienia swoich umiejętności – to bez znaczenia!
Mam w pamięci dwie ofiary, matkę i córkę sprzed dwóch lat. Panie „wycięły” autem w drzewo tuż przed skrętem na Siemiany na trasie Iława-Susz, prawdopodobnie urwało im się tylne koło. Gdyby nie drzewo, zjechałyby pewno na pole, tam lekko by je poturbowało, ale żyłyby, a tak leżą na cmentarzu.
Osobiście boję się drzew straszących przy drogach i pozbyłbym się tego wiana jako burmistrz czy tam kto w rok. Ojciec kiedyś mówił mi, że jak w pogotowiu wyjeżdżał „R-ką” do wypadku na trasie Iława-Makowo, to zwykle był tam trup – droga wąska, dziurawa i praktycznie drzewo obok drzewa po obu stronach. Jeżeli więc ktoś ma pechowy dzień i zjedzie z trasy, niechybnie w nie trafi, jadąc na Ostródę czy Kisielice się przeżywa, na Makowo nie!
Nie róbmy więc z drzew świętości, wycinajmy je, jak trzeba bez żalu, twórzmy nowoczesne miasto, alejki, drogi dojazdowe, place zabaw – jeśli czemukolwiek zawadzają, to sentymenty na bok. Mówiąc kolokwialnie – nie pieprzmy się, bo to nikomu na zdrowie nie wyjdzie.
Napoleon, jak papież odmówił ukoronowania go w Paryżu na cesarza, polecił swym siłom specjalnym go porwać z Rzymu, potrzymał go gdzieś na trasie kilka dni o chlebie i salcesonie, po czym ponownie spytał przez swego wysłannika, czy papież go ukoronuje czy nie. Pius VII, bo tak mu było, stracił przez te kilkadziesiąt godzin wszelkie obiekcje, pozbył się dylematów i oświadczył emisariuszowi, że oczywiście, nie widzi żadnych przeszkód do wzięcia udziału w ceremonii i w ogóle czuje się zaszczycony. Wam też polecam ten stan uczucia.
Nie ma komuny, nie ma pustych półek, jest Bruksela, daje, cholera wie czemu, wagony pieniędzy, by takie Iławy nadrobiły dystans do swych belgijskich czy niemieckich odpowiedników, więc bijmy brawa, nie pianę – drodzy Sarmaci!
LESZEK OLSZEWSKI