Odgrażał się, że ją zabije i spali. Dotrzymał słowa. Kilka dni temu oblał prawie już śpiącą kobietę benzyną. Na szczęście nie odpaliła zapalniczka oprawcy. Kobieta wraz z dwójką dzieci, na oczach których rozgrywał się dramat, uciekła z domu.
Janusz G. (35 lat) przygotował 5 litrów benzyny i postawił ją w przedpokoju. 33-letnia Krystyna G. widziała kanister z paliwem, jednak nie wierzyła, że groźby byłego męża mogą się ziścić.
POD JEDNYM DACHEM
– Byliśmy już po rozwodzie – zaczyna opowiadać Krystyna, która przeżywała kilka lat horror we własnym domu. – Mieszkaliśmy niestety razem. On zajmował pokój i kuchnię, a ja z trójką dzieci w jednym pokoju, w którym urządziłam kuchnię. Latami znęcał się psychicznie nade mną. Bardzo dużo pomagała mi moja rodzina. To w sumie dzięki niej byłam silna i jestem teraz po tym, co się stało.
Krystyna, choć na jej twarzy jest jeszcze kilka siniaków, wróciła do pracy. Jest zatrudniona w szkole, w której uczy się jej trójka dzieci.
TRAGICZNY DZIEŃ
– Od rana się odgrażał – mówi dalej kobieta. – Mówił, że podpali nas, pójdzie siedzieć i będzie miał choć ciepłe żarcie. Nie brałam sobie tego do serca. Wciąż to mówił. Jednak gdy przyszłam do domu, w korytarzu stał baniak z benzyną. Popatrzyłam na niego, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest to przeznaczone dla mnie...
Gdy wieczorem Krystyna położyła się do łóżka, jej oprawca, były mąż, miał już w głowie plan.
– Czekałam na starszego syna – dodaje matka trójki dzieci. – Puściłam sygnał na telefon mamie, bo tak zawsze ją informowałam, że u mnie w domu wszystko dobrze. Nie spałam jeszcze, gdy do naszego pokoju wszedł on. Miał w ręku ten baniak. Zaczął mnie oblewać. Benzyna lała się na mnie, na meble, podłogę, wszędzie.
Obok spała dwójka dzieci: 7- i 10-letnie. W pewnej chwili Krystyna usłyszała pstryknięcie zapalniczki. Ta jednak nie odpaliła. Była to jedyna chwila, by przeżyć.
– Zaczęłam się z nim szamotać. Chciałam uciec – tłumaczy Krystyna. – Dostałam kilka ciosów (na jej twarzy są widoczne siniaki - red.). Uwolniłam się jakoś i uciekłam. Za mną wybiegły przestraszone dzieci. Pobiegłam do domu rodziców. Stamtąd zadzwoniliśmy po policję.
DWA MIESIĄCE SPOKOJU
– W mieszkaniu, w którym interweniowali policjanci, unosił się silny zapach benzyny – mówi Sławomir Nojman, rzecznik iławskiej policji. – Rozlana była na dywanie, pościeli i ubraniach kobiety oraz sprawcy. W mieszkaniu znajdował się też Janusz G., który był pijany. Miał 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Przewieziono go do policyjnej izby zatrzymań. Grozi mu do 10 lat więzienia.
„Kochany” tatuś jest teraz w areszcie, ale będzie tam tylko 2 miesiące. Tyle czasu spokojnie może żyć Krystyna z dziećmi.
CO DALEJ? POWTÓRKA?!
– Nie wiem, co będzie dalej – zastanawia się kobieta. – Na samą myśl o tym, że wróci, zaczynam się bać. A jeśli znów podniesie na mnie rękę, będzie się odgrażał i znów, jak to było dawniej, rzuci się z siekierą czy nożem?
Kobieta, choć ma rozwód, nie jest wciąż bezpieczna: – Rozwód był z jednego powodu: znęcanie się psychiczne i fizyczne nade mną – dodaje.
Niestety sąd w Iławie zadecydował, że Janusz G. może dalej żyć pod jednym dachem ze swoją ofiarą. Kilka lat temu w gminie Kisielice miała miejsce podobna sytuacja: wypuszczony z powrotem do rodziny mąż-sadysta zaatakował nożem swoją żonę. Wtedy zginęła teściowa mordercy, próbując ratować córkę.
SPOKOJNIE, NIC SIĘ NIE DZIEJE
Krystyna pracuje w szkole, w której uczy się trójka jej dzieci. Nikt jednak po tej tragedii nie objął jej opieką psychologa.
– Nie wiem, dlaczego nie została objęta opieką – tłumaczy się Roman Rutecki, dyrektor szkoły w Wałdykach, w której pracuje Krystyna. – W sumie nie mamy psychologa, ale pedagodzy zajmą się dziećmi. Mamy u nas takie pogadanki. Nie chcę też zbędnego zamieszania w szkole, to małe środowisko. O całej sytuacji dowiedziałem się nieoficjalnie. No, powiedzmy, od pewnej instytucji.
Jakiej, nie dyrektor Rutecki zdradził. Na zakończenie rozmowy – którą skończył bardzo szybko, bo kończyła się przerwa w lekcjach – dodał, że podejmie pewne kroki, by pomóc rodzinie.
– Nie ma co działać pochopnie, mamy czas – kończy dyrektor.
ZARAZ POJADĘ
Gminny Ośrodek Pomocy w Lubawie o tragedii w rodzinie Krystyny dowiedział się od nas.
– O Boże! Nic nie wiedziałam – mówi Stanisława Sadowska z GOPS-u, pod którą podlega rodzina G. – Wiem tylko, że pani Krystyna podjęła pracę w sierpniu i od tamtej pory nie zgłaszała żadnych problemów. Dawno też już tam nie byłam. Za kilka minut załatwię pojazd i zaraz pojadę do tej rodziny. Pomożemy im na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Opiekę psychologa też zapewnimy.
– Na poinformowanie GOPS-u mamy siedem, dni zgodnie z ustawą – mówi sierżant Jarosław Józefowicz z komisariatu w Lubawie. – Wcześniej przesyłaliśmy tam informacje, że w tej rodzinie dzieje się coś złego.
JOANNA MAJEWSKA
Komentarz
Obudźcie się!
Jak można pozostawić samej sobie kobietę, która przeżyła taką tragedię? Jak można pozostawić dzieci bez opieki psychologa, które były świadkami tragedii, jaka rozgrywała się od lat w ich rodzinnym domu? Nie mówiąc już o tej ostatniej, gdzie na ich oczach ojciec chce spalić żywcem ich matkę!
Opieką psychologa otacza się policjanta z Olsztyna, który kilka dni temu strzelał do pijanego kierowcy. Czy taka opieka należy się tylko i wyłącznie ludziom „lepszego” pokroju?
Na miejscu niedoszłej tragedii jako pierwsza zjawiła się lubawska policja. Niestety, nie pomyślała o tym, by zabrać ze sobą psychologa, który otoczyłby opieką matkę i jej dzieci – bo przecież mają na to ustawowo siedem dni czasu! Śmieszne, cholernie śmieszne. Przez te siedem dni może wszak dojść do kolejnych tragedii w tej rodzinie. Przecież takowi psycholodzy są na etatach policji i gdyby kierowali się ludzką, wrażliwością z pewnością byliby tam tego wieczora.
Za dwa miesiące oprawca wyjdzie z aresztu. Wydaje się, że wróci do tego domu. Co zrobi w kolejnym przypływie złości i po kolejnych kilku głębszych? Obudźcie się ludzie – ludzie za biurkami!
33-letnia Krystyna o mały włos nie została spalona żywcem przez swojego byłego męża