Sobota, 9 grudnia... Mąż Teresy Z. wraca z pracy. Już z przedpokoju zauważa palące się światło w łazience. Myśli, że żona się kąpie… Potem odkrywa wiszące na pasku od spodni ciało Teresy.
Teresa Z. była nauczycielką, od 4 lat emerytowaną. W 2002 roku definitywnie rozstała się ze szkołą: ostatnie 2 lata przed odejściem pracowała w iławskim gimnazjum nr 1.
– Pamiętam ją jako osobę ciepłą – mówi Janusz Kozłowski, dyrektor tej szkoły. – Przez ostanie cztery lata nie miałem z tą panią większego kontaktu. Wydawała się nie mieć zmartwień. Bardzo cieszyła się z sukcesów córki.
Pani Teresa mieszkała z mężem i córką. Jej śmierć dla wszystkich pozostaje tajemnicą.
– W tamtą sobotę wróciłem z pracy po dwudziestej – wspomina mąż zmarłej. – Drzwi były zamknięte, otworzyłem je więc i wszedłem do środka. W łazience paliło się światło. Pomyślałem sobie, że Teresa się kąpie. Zdjąłem kurtkę, buty... Wtedy podszedłem do drzwi łazienki i zobaczyłem żonę wisząca na pasku od spodni. Zacząłem krzyczeć. Zbiegli się sąsiedzi, a potem pogotowie, policja...
Pani Teresa, jak mówi jej mąż, cierpiała na depresję. Od pewno czasu była „inna” – momentami nieznośna. Wszystko ją denerwowało, przeszkadzały jej zwykłe błahostki. Nie chciała pomocy lekarskiej. Powtarzała: „lekarz mi nie pomoże”.
– Ona wiedziała, że to zrobi – mówi przybitym głosem mąż. – Teraz wiem, że chodziła po znajomych, rodzinie i żegnała się z nimi… Zostawiła jeden króciutki list.
List pożegnalny kobiety był mało czytelny. Rodzina przekazała go policji i grafologom.
– Wiem tylko, że po odszyfrowaniu go okazało się, że nie było w nim nic konkretnego – dodaje mąż zmarłej. – Nie podała przyczyny swojego odejścia. Trzy, cztery zdania...
Jesienią tego roku miało w Iławie miejsce również samobójstwo kobiety związanej zawodowo z oświatą.
MONIKA SMOLIŃSKA
Komentarz autora
Pani Spycholog
Dlaczego pomimo tego, że przyszła samobójczyni ostrzegała swoje otoczenie o tragicznym czynie, nikt nie zareagował? Jak powinniśmy się zachować słysząc zapowiedź samobójstwa z ust osoby bliskiej lub znajomej?
Z tymi pytaniami zadzwoniliśmy do poradni zdrowia psychicznego, działającej przy szpitalu w Iławie. Dyżurna pani psycholog nie chciała rozmawiać z Kurierem. Stwierdziła tylko: „z Kurierem nie współpracuję, bo wy nie autoryzujecie wypowiedzi”, co jest ewidentną bzdurą.
Choć sama się przedstawiłam z funkcji, imienia i nazwiska, to pani psycholog nie chciała podać swoich personaliów. Powiedziałam więc, że w takim razie o jej personalia i zachowanie zapytam dyrektora szpitala. Tak też zrobiłam.
Dziwi mnie fakt, że ludzie, którzy powinni pomagać innym i są w tym podobno fachowcami, tak się zachowują. Chciałam tysiącom Czytelników Kuriera przekazać ważką poradę fachowca – psychologa. Niestety, nie udało się.
Obiecuję jednak Czytelnikom, że wraz z dyrekcją szpitala wyjaśnię przypadek pani psycholog. I może w końcu uda się uzyskać od fachowca odpowiedzi na moje pytania.
Monika Smolińska