Pasja życia... Tuż przy drodze z Biskupca do Nowego Miasta można odnaleźć niezwykły ogród. Trudno go nie zauważyć. Wielobarwne domy, wieże, kościoły i ratusze tworzą zaczarowany bajkowy świat. To świat pana Józefa Daleckiego.
Jeszcze pod koniec października w małej przydomowej cieplarni leniwie dojrzewają okazałe pomidory. Na drzewach czerwienią się pojedyncze jabłka. Słońce odbija się w miedzianych kopułach wież zamkowych, a jesienny wiatr porusza śmigłem „Antka”.
– Takim samolotem latałem z pilotem i pokazywałem mu, gdzie opryskiwać pola – wyjaśnia Józef Dalecki. – Pracowałem wtedy w Wojewódzkiej Stacji Kwarantanny i Ochrony Roślin.
PARYŻ, WARSZAWA, NOWE MIASTO
Na stoliku stoi lokomotywa jak z wiersza Tuwima. Wydaje się, że za chwilę wesoło zagwiżdże, puści dym z komina i ruszy w nieznane. Zza drzewa wyłania się bryczka i koń, który energicznie rusza kopytem.
– Koń przyjechał z Holandii – opowiada gospodarz. – Chociaż cena, jak na tamte czasy, była szalona. Zapłaciłem za niego 19 milionów złotych na cle, ale koń musiał stanąć w ogrodzie. Bryczka jest, więc i koń być musiał.
W ogrodzie można zobaczyć też wieżę Eiffla, Pałac Kultury i Nauki, świątynię w Licheniu, sanktuarium fatimskie, nowomiejski ratusz i zamki w Kurzętniku oraz Bratianie.
W panu Józefie drzemie zacięcie badacza: – Nie mogłem dotrzeć do źródeł dotyczących zamku w Kurzętniku – opowiada. – Napisałem więc do konserwatora zabytków w Toruniu. Konserwator nie dysponował żadnym zdjęciem tego obiektu, ale napisał do Berlina i stamtąd wydobył fotografię zamku. Przysłał mi ją, a ja na jej podstawie zbudowałem mój zamek. A do Bratiana pojechałem z łopatą i sam szukałem fosy. Z pół metra wykopałem...
W ŻYCIU TRZEBA COŚ ROBIĆ
W 1990 roku pan Józef przeszedł na emeryturę. Potem była poważna operacja i wszczepiony rozrusznik serca.
– Cały czas myślałem, co by tu robić. Całe życie byłem w ruchu, a tu naraz taka zmiana – opowiada. Z pomocą przyszła wówczas 6-letnia wnuczka Milena. Przyniosła gazetę, w której było zdjęcie paryskiej wieży Eiffla. – Dziadek, taką wieżę to my chyba zrobimy? – powiedziała. – Umowa stoi?
– Cóż mogłem innego zrobić, jak nie zabrać się za budowę? – wspomina gospodarz. – Miałem mały warsztacik. Wnuczka zrobiła mi rysunek, a ja zabrałem się do pracy. Potem Milena podsuwała mi kolejne pomysły, a ja je wykonywałem.
I tak obok 13-metrowej wieży Eiffla pojawiły się studnia, pokaźnych rozmiarów wiatrak, młyn, ratusz z wieżą zegarową – renesansowy jak w Poznaniu czy Chełmie.
Praca okazała się tak pasjonująca, że dzisiaj w ogrodzie stoją obok siebie kopie budowli z całego świata. Tego odległego i tego całkiem bliskiego. Są tu też oczka wodne, karmniki dla ptaków i domki dla krasnali. W wodzie pływają rybki. Do ptasich domków przylatują skrzydlaci goście, w trawie wyleguje się żółw: – Ktoś mi go podrzucił i tak już tu został – wyjaśnia pan Józef.
KAŻDY JEST TU MILE WIDZIANY
W ogrodowej altance pan Józef ma pamiątkową księgę gości. – To był pomysł mojej córki – mówi. – Któregoś dnia przyniosła mi zeszyt, do którego każdy, kto mnie odwiedza, może się wpisać.
Księga, choć jest pokaźnych rozmiarów, ma już większość stron zapisanych. W różnych językach. Zarówno litery pisane dziecięcą ręką, jak i te dokładniejsze – dojrzałe najczęściej układają się w słowa: „dziękuję”, „cudowne miejsce”, „fantastyczna wizyta”...
Byli tu już Francuzi, Holendrzy, Włosi i Niemcy. W ogrodzie swój bajkowy świat odnalazły dzieci z Łotwy i Litwy. Byli turyści spod Warszawy, z Łańcuta, Krakowa i Kaliningradu. Pewnego razu do ogrodu zawitała 60-osobowa grupa strażaków z Olsztyna.
– Często ludzie zatrzymują się, fotografują – mówi pan Józef. – Siadamy w altance albo na powietrzu na ławce i rozmawiamy. Lubię te spotkania. Zawsze czegoś ciekawego się dowiem, nawet o sobie. Turyści spod Warszawy przeczytali o moim ogrodzie w przewodniku i postanowili tu przyjechać. To są miłe chwile.
Turyści z Niemiec niejednokrotnie chcieli kupić różne cuda autorstwa pana Józefa. Jednym podoba się samolot, innym wieża zegarowa albo lokomotywa.
TRZEBA COŚ ZOBACZYĆ W FALBANCE
Budowle powstają ze wszystkiego: – Z różnych odpadów – wyjaśnia gospodarz. Zwykłe bloczki gipsowe, kawałki styropianu, drewna, skrawki płyt i blach, felgi samochodowe, skrzynki – obudowy starych, niechcianych telewizorów potrafią w dłoniach pana Józefa przeobrazić się w kopuły kościołów, zamkowe wieże i portale świątyń.
– Jeżeli ktoś ma coś na złom, to ja to od razu wykorzystuję – opowiada artysta. – Trzeba umieć coś zobaczyć w zwykłej puszce, w jej falbance, w rowkach, w błysku. Wieżę zbudowałem z blaszanych karbowanych beczek. Mury z wapiennych bloczków, ale okazało się, że wytrzymują około dwóch lat. Warunki atmosferyczne, deszcz, mróz sprawiały, że farba odpryskiwała. Lepszy okazał się styropian, jest lekki i trwały.
Pan Józef ma ciągle wiele pracy przy swoich miniaturach. Jeżeli nie buduje niczego nowego, to odnawia, naprawia i maluje te już istniejące: – Lokomotywę przygotowuję na „Zieloną niedzielę” w technikum rolniczym – zdradza. – Będę tam pokazywał niektóre moje prace. Muszę jeszcze przygotować kilka innych, na przykład makietę obozu w Potulicach.
Obóz zna pan Józef na pamięć. Spędził w nim trzy i pół roku jako mały chłopiec...
PASJA DAJE RADOŚĆ ŻYCIA
Różne budowle wymagają innej ilość czasu. Jednak każdej miniaturze, obojętnie od stanu jej trudności, pan Józef poświęca tyle samo uwagi i zaangażowania. Każdą tworzy z jednakową pasją.
– Klasztor w Łąkach odtworzyłem ze starej ryciny – informuje. – Natomiast bryła kapituły chełmińskiej z Kurzętnika powstała na podstawie rzeźby z miejscowego kościoła parafialnego. Rysunek i prace budowlane przy bratiańskim zamku zajęły mi ponad miesiąc.
Świat w ogrodzie pana Józefa ma swój inny wymiar. Pewną tajemnicę, trochę z dziecięcej fantazji. Jego gospodarz i autor nie stara się być perfekcjonistą. Jest raczej czarodziejem, bo jak inaczej można nazwać właściciela zaczarowanego ogrodu – tak o tym miejscu mówią wszyscy, którzy je znają.
Już niedługo płatki śniegu przykryją wieżę Eiffla, kopuły świątyń, dach ratusza, śmigło i skrzydła „Antka”. Pan Józef już planuje, jak co roku, ustawić szopkę: – Zapalę światełka tak, żeby od szosy było widać – planuje.
Kto jeszcze nie odwiedził tego miejsca, powinien wybrać się w niezwykłą podróż. Jak tam trafić? Bardzo prosto – drogą z Biskupca do Nowego Miasta. Tuż za wiaduktem, lekko pod górę, gdy usłyszycie radosne rżenie konia, bicie zegara na ratuszowej wieży czy pogwizdywanie lokomotywy, możecie być pewni, że to zaczarowany ogród pana Józefa...
PIOTR STARK