Wiesław Niesiobędzki: Słyszę, więc piszę
Piękny jubileusz: 700 lat temu małej wioseczce Ylow nad modrym Jeziorakiem nadano prawa miejskie. W iławskim ratuszu Roku Pańskiego 2005 z tego powodu pewnie bardzo się cieszą, bo gdyby nie doszło do tego 700 lat temu, że rybaków łowiących ryby w jeziorze, wieśniaków uprawiających poletka oraz hodujących trzodę i bydło, łowców polujących w okolicznych lasach na zwierza oraz zbieraczy szukających runa leśnego – to jednym podpisem komtura dzierzgońskiego nie przerobiono na mieszczuchów.
Ha, mało tego! Iławą nadal sołtys by rządził, nie burmistrz. I nie z ratusza, a ze swej chaty trzciną krytej albo słomą. Ha, gdyby nie to! O radnych zaś, którzy, w liczbie 21 chłopa, pobierają comiesięczne haracze („dietami” zwane wspaniałomyślnie) raptem od 15 lat w pocie czoła samo-sobie-rządzą się w starodawnej Iławie – to nikt by tutaj wcale a wcale, podobnie jak o Nowej Wsi czy Kałdunach, nic nie słyszał. Co, zresztą, i tak niczego nie zmienia, bowiem i tak wszystko zmierza do tego samego: „Jak było na początku, teraz i zawsze na wieki wieków – amen”.
I jeśli nadal wszystko tak jest pięknie i coraz piękniej będzie się w Iławie działo, to niechybnie witaj kurna chato sołtysa na wzgórzu rybaków! Tam, gdzie piękna pani Banaszkowa, swego czasu obwożąca naszych radnych full-wypas-dżypem, miała już dawno hotel 5-gwiazdkowy z basenem wybudować.
Ej witajcie zagony kartofli w niezagospodarowanej, a jednak zabytkowej fosie! Witajcie kury z kurczętami, biegające po Starym Mieście! Witajcie gęsi i kaczki, pływające po Jezioraku! Witajcie prosiaki, żerujące w ulicznych rynsztokach! Witajcie wszyscy, kurza twarz! Oto przyszłość iławian, oto Iławy przyszły obraz.
Nie! To nie kpina, nie żarty, ani czarnowidztwo nawet.
Do tego świetlanego obrazu od lat wszystko w Iławie zmierza. O wszystko to zabiegają nasi – przez nas wybrani – włodarze miasta: pan burmistrz Jarosław M. i panowie rada miejska. Przekonani, że dzięki ich przekonaniu w mieście wreszcie zniknie bezrobocie i bieda, a wraz z biedą ustaną narzekania na nich, prześwietnych naszych ojców sławnych z rodów tak znamienitych, że nie znajduję ani języka, ani nawet cytatu, żeby oddać majestat.
Nareszcie będziemy mieli zajęcie przy uprawie kartofli w fosie, hodowli drobiu i trzody na osiedlach, wypasie bydła na działkach, łowieniu ryb w jeziorze, a także szukaniu grzybów i szczawiu w lasach.... Nareszcie spełnią się sny o krainie mlekiem i miodem płynącej...
Właśnie to, a nie jakieś tam dyrdymały w postaci hotelu, gdzie zazwyczaj po nocach samo zło się dzieje, czy zakładu produkcyjnego lub fabryki, gdzie kapitaliści wredni do pracy ponad siły lud prosty zmuszają – właśnie to załatwi nam nasz prześwietny ojciec i zbawca miasta, który sąsiednią Lubawę taaaak rozwinął, że się do dziś pozbierać do kupy nie może, a kolega Andrzej Kleyna z zazdrości (że Iława ma takiego a nie innego burmistrza) co tydzień swego lubawskiego burmistrza Standarę Edmunda, sławnego znawcę kultury i oświaty – pod niebiosa chwali i wynosi.
Również pomoże świeżo namaszczony nowy wiceburmistrz, znawca problematyki wiejskiej, specjalista od ziemniaczanych spraw i upraw – Henryk Lisaj. Cała gmina wiejska to wie, a wójt Krzysztof Harmaciński najlepiej, gdyż już osiem lat prawie ściga się z czasem, żeby sukcesy swego poprzednika przeskoczyć. Fakt, w skokach nie ma sobie równych ten Harmaciński.
Tak więc sami widzicie, drodzy iławianie i czytelnicy Kuriera, wielka przyszłość przed nami, wielka sława. Pod warunkiem jednak, że nawet jeśli wrócimy do stanu – „jak było na początku...” – osady wiejskiej, to stolicy powiatu do Kisielic, Susza czy Zalewa nam nie zabiorą.
I nawet jako wioska, stolicą powiatu Iława nadal pozostanie i nadal będzie miała wiejskiego starostę powiatowego, wiejską powiatową komendę policji, straży ognistą oraz wiejski szpital powiatowy.
To dopiero byłby ewenement! – pierwsza wioska w powiecie i pierwsza powiatowa wieś w Polsce. Turyści z całej Europy będą do nas walić jak w dym, żeby takie cudo na własne oczy zobaczyć. Żaden nawet nie zapyta o hotel jakiś przyzwoity, o plażę z czystym piaskiem, kabinami, prysznicami i ratownikiem, o strzeżone dniem i nocą przystanie jachtowe z szerokimi kejami, wygodnymi pomostami, warsztatami szkutniczymi itp. Bo po co im to i na co, tudzież do czego, jeśli nad modrym Jeziorakiem zakwitnie i zaowocuje wioska tak prawdziwa i taka szczera...
Chociaż, kto to wie... Może nie doczekamy tego i nadal będziemy musieli marnieć w marniejącym mieście, gdzie ani nic zarobić nie można, ani sprzedać z zyskiem. I gdzie nawet z odnowionego ratusza tynk się sypie.
Bo oto panowie radni miejscy, którzy zamiast się na lud prosty, iławski oglądać z nadzieją, że podpisy zbierze na referendalnej liście, już dawno powinni sami z siebie stosowną uchwałę podjąć.
Nauczyli się ci nasi rajcowie listy otwarte do ministra pisać i w prasie lokalnej je publikować z nadzieją, że pan minister prasę lokalną czyta i czarną robotę za nich oraz iławski sąd rejonowy wykona. Rajcuje ich to! Tacy pełni nadziei są ci nasi radni, a jacy odważni są i praworządni! Listy piszą do ministra sprawiedliwości z prośbami, by się zajął sprawą burmistrza Iławy. Jakby sami nie mogli się tym problemem zająć i go jak należy – zgodnie z prawem – rozwiązać, ku pożytkowi swemu i nas wszystkich.
Dobrze, że się, chociaż podpisali pod tym swoim listem otwartym. Trzeba te nazwiska koniecznie zapamiętać, a jeszcze bardziej trzeba pamiętać te, których zabrakło w liście. Bo do kolejnego okrągłego jubileuszu nadania Iławie praw miejskich jeszcze tylko 100 lat, więc może się jeszcze da uratować marniejące miasto przed budową basenu krytego na otwartym jeziorze. Czego – z wielka pokorą – sobie i całemu miastu życzy:
Wiesław Niesiobędzki