Wszystko jest już jasne. Wymierzona w redakcję Kuriera akcja zmyślonych szantaży jest żałosnym wymachiwaniem kijami przez grupkę kilku osób, które w ostatnich latach „dzięki” nam straciły sporo na swej wątpliwej reputacji. Ale prawdziwe kłopoty dopiero ich czekają...
Zaczęło się od Barbary Estkowskiej i jej zabrudzonego mięsa w sklepie „Best”. Pomimo szalonych nacisków właścicielki i jej brata Zbigniewa, materiał ujawniający skandal wędliniarski jednak ukazał się w Kurierze, więc rodzeństwo w akcie zemsty zerwało reklamę i pozwało wydawców do sądu za wyimaginowany szantaż. Jedyny, choć rzekomy „dowód” oskarżenia – taśma z nagraniem – nigdy nie istniała (teraz wymyślono, iż rzekomo zaginął w... archiwum sądu, choć nikt z nich nie ma pokwitowania o złożeniu jej tam).
Na marginesie ujawnię, że w sprawie sądowej rzekomego szantażu wobec firmy wędliniarskiej jako pełnomocnik oskarżycielki Estkowskiej od początku występuje ten sam adwokat Wojciech Iwicki z Wąbrzeźna, który broni Jarosława Maśkiewicza przed sądem w sprawie znikających ulic w Lubawie. Przypadek? Absolutnie nie.
Burmistrz Maśkiewicz niedawno temu adwokatowi zapłacił... 12 tysięcy złotych (nie z portfela własnego, ale z kasy miasta!) za napisanie JEDNEGO pisma urzędowego. Gdy ten skandal ujawniono podczas sesji Rady Miejskiej, natychmiast burmistrzowscy klakierzy zaczęli wykrzykiwać w swojej gadzinówce, że to atak na „dobrego Pana Burmistrza”.
Z obowiązku musiałem wziąć do ręki „Burmistrzowski Tydzień” i przetarłem oczy ze zdumienia. Nareszcie! Oto sam WIELKI MISTYFIKATOR przemówił osobiście. Przemówił nieskrępowanie.
„Redaktorowi” PRZEMYSŁAWOWI KAPERZYŃSKIEMU (były nauczyciel ze wsi Ząbrowo) opowiedział Maśkiewicz ze znawstwem nie byle jakim, że on – burmistrz miasta Iławy – też był... szantażowany przez redaktora S. (ale towarzysze koledzy, skoro mówicie „prawdę”, to czego się boicie stosując moje tylko inicjały? – nazywam się Jarosław Synowiec).
Towarzysz burmistrz opowiedział swojemu klakierowi tak precyzyjnie bajeczkę o moich rzekomych groźbach i szantażu, jakby cytował własny życiorys od czasów PGR-u w kolonii Bagno koło Jamielnika i swój rewolucyjnie dumny szlak traktorzysty...
Towarzyszu burmistrzu Jarosławie Maśkiewiczu – dziękuję wam, o wspaniały! Swoją wypowiedzią otworzyliście wielu ludziom oczy na to, co się dzieje w tej i nie tylko tej sprawie! Bo wielu zdziwionych przyjaciół pytało mnie, kto kieruje akcją mieszania błota i kto podkłada drewek do ognia. Nie muszę już głupio odpowiadać – to dzięki wam, towarzyszu!
A więc dziękuję wam, wodzu, za iście partyjną szczerość. Nic tak człowieka nie pogrąża jak pośpiech i frustracja. Wszak kończy się pierdzenie w stołek, wybory idą, trzeba się wreszcie wziąć i ruszyć z miejsca, i przejść do natarcia. Brawo, przynajmniej wyborcy zobaczą z kim mają do czynienia tak naprawdę...
Tak się, towarzyszu burmistrzu, zagalopowaliście w tym zmyślaniu – wy i wasi kumple od znikających ulic i znikającej kasy – że zapomnieliście, iż kłamstwo i konfabulacja zawsze mają krótkie nóżki.
Tu wypada przytoczyć wam dwa stare, dobre przysłowia: „Najlepszą obroną jest atak” (gratuluję) oraz „Na złodzieju czapka gore” (nie ma dziwne).
No i co tu dalej komentować... Do zobaczenia w sądzie, pozwy już złożone.
Jarosław Synowiec