Zygmunt Wyszyński: Czekam, aż drgnie spławik
Pamiętam rok temu porąbane prareferendum europejskie w Iławie. Burmistrz Jarosław M. zorganizował je w celu zbadania i jednocześnie podniesienia własnej popularności oraz dania możliwości zarobienia szokujących pieniędzy dla swojej ekipy wyborczej z Olsztyna (kredyty różne mają oblicza). Jak było do przywidzenia, oficjalnie odtrąbiono wielki sukces tamtej imprezy...
Kłamstwo, zwłaszcza władzy, zawsze ma krótkie nogi. Wystarczy popatrzeć dziś na lokalne wyniki referendum, a następnie wyborów europejskich. Pustki. Przyczyna tego jest bardzo prosta. W telewizji powiedzieli, że „społeczeństwo już nie ufa elitom politycznym”. Pozwolę sobie powiedzieć wprost. Społeczeństwo ma głęboko w czterech literach te, tak zwane, elity polityczne...
Hipokryzja też ma krótkie nogi. Przeciwnicy wstąpienia do Unii Europejskiej nagle zapałali chęcią załapania się do parlamentu europejskiego jako deputowani. Jasne, poczuli większy szmal. Coś w tym musi być, ponieważ w przyrodzie i polityce nic nie dzieje się za friko.
Naszym politykom daleko do wzorców zachodnich. Tam, kiedy na którego pada najmniejszy cień, ustępuje natychmiast i bez oglądania się. Tymczasem u nas?
Lokalny cwaniak z Iławy (uciekinier z Lubawy) ma wyrok sądu w kieszeni i śmie oświadczać, że jest to jego wyłącznie prywatna sprawa. W innym samorządzie radni z wyrokami nadal pełnią funkcję radnych. Świadczy to tylko o tym, jaka słaba jest ta nasza pseudo-demokracja. Wiem, wiem... Nie musicie mi państwo przypominać, że nasza „demokracja” jest bardzo młoda w stosunku do demokracji europejskich. Tak, nasza „demokracja” była wzorowana na innych wzorcach – sowieckich.
Sowiecka demokracja polegała na tym, że komitety partyjne dawały wytyczne i wszyscy musieli się z tym zgodzić. Opozycja, czyli tzw. „wrogowie ludu” (czyli tak naprawdę wrogowie orzeczeń kapturowej sitwy), lądowała w więzieniach lub dalekich łagrach. Wzorcem tej „demokracji” niech będzie fakt, że troje sąsiadów z bloku mogło skazać nieprawomyślnego mieszkańca na dziesięć lat łagru (tzw. sądy społeczne). Jeszcze wczoraj radny wyznaczony przez komitet miejski lub powiatowy – choćby był nawet największą „swołoczą” – jeśli miał poparcie komitetu, to był radnym i basta. Dawniej jeśli taki Zbawca Iławy Jarosław M. miałby cofnięte poparcie egzekutywy, to nie byłoby go już na drugi dzień.
A dziś co? Facet kpi w żywe oczy, a demokrację tłumaczy podobnie jak Fidel Castro. On jest zadowolony to i wszyscy muszą być zadowoleni. W epoce Gierka popularne było powiedzenie „centralizm demokratyczny”. Gra słów, kompletny idiotyzm. No bo jeśli centralizm, to nie ma demokracji. Jeśli zaś demokracja, to nie ma centralizmu.
Staram się prześledzić postępowanie naszego Zbawiciela Iławy. On też jest demokratą, a jakże! „Demokracja demokracją, a moje musi być na wierzchu”. A wyrok sądowy to przecież tylko jego prywatna sprawa. A że istnieje jakaś etyka, zespół norma zachowania, poczucie własnej godności, odpowiedzialność za najwyższy interes publiczny Iławy – to jakieś burżuazyjne wymysły!
Facet z moim nazwiskiem (Andrej Wyszyński), kiedy był prokuratorem generalnym w ZSRR, mawiał: „Wrogowie ludu nigdy nie będą w stanie naruszyć podstaw socjalizmu”. Czas udowodnił, że jest inaczej. Zbawcy Ludu nawet sobie sprawy nie zadawali w jak wielkim byli błędzie.
Cóż... Zazdroszczę młodym ludziom. Wcale nie dlatego, że są młodzi, zdrowi, silni, dorodni – ale dlatego, że nie ciągną za sobą bagażu wspomnień. Niekiedy jest bardzo trudno uwolnić się od tej uciążliwości. Dorastałem w czasach wczesnego PRL-u. W szkole średniej zaczynałem rozumieć. Więcej tłumaczył mi ojciec, który na zesłaniu spędził sześć lat (tylko za to, że był Polakiem, który coś tam posiadał w spadku po rodzicach). Później kołchoz, praca w tajdze.
Ustrój socjalistyczny, jako coś wydumane za biurkiem przez Marska i Engelsa, nie był nigdy sprawdzony w praktyce. Podjął się niejaki Włodzimierz Ilicz Uljanow (Lenin). Próbkę teorii i praktyki pokazał przy rekrutacji narybku do Armii Czerwonej: „Nie idziesz? No to wio – pod płot z całą rodziną i kula w łeb”. Potem zupełnie nonsensowne rozstrzelanie rodziny carskiej. No cóż, chory na syfilis mózg nie zawsze funkcjonuje normalnie. Silna podpora ustroju (rzekomo robotniczego) w postaci „czerezwyczajki” Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego pomagała utrzymać „dyktaturę proletariatu” (czytaj: garstki uzurpatorów). Silnie rozbudowana siatka agentów z potężną armią donosicieli była ostoją „robotniczej” władzy (w Związku Radzieckim był nawet pomnik chłopca, który zadenuncjował własnego ojca za to, że ukrył worek zboża, aby mieć na siew).
Nasz ustrój polityczny przez 45 lat po wojnie niczym nie różnił się od wzorców wschodniego sąsiada. Co wyprawiali UB-ecy do roku 1956 – starsi pamiętają, a młodszym niestety nie mogę polecić odpowiedniej literatury, ponieważ w Polsce zapanowała zmowa milczenia w tym temacie. Żaden z prokuratorów i sędziów, którzy oskarżali i wydawali wyroki w stosunku do niewinnych ludzi, nie poniósł kary. Co więcej, do dziś biorą „odpowiednie” emerytury i mają się dobrze.
Rozpisałem się o historii, ale nie o tym miało być. Chociaż ma to związek właśnie z tą historią o której piszę. Przeczytałem, że jeden z iławskich adwokatów Andrzej Krygier już nie założy togi, ponieważ był jednym ze współpracowników tajnych służb. Hipokryzja ludzi nie zna granic. Facet jeszcze bezczelnie pyta czy „redaktor nie ma innych tematów?”.
Co najdziwniejsze, inny adwokat – znany i szanowany obywatel Iławy – dziekan adwokatów na cały okręg (kolega tamtego), wiedział o wszystkim od co najmniej roku i nie zrobił nic! Najwidoczniej w myśl przysłowia, że „kruk krukowi oka nie wykole”. Wytresowany przez komunę „strażnik prawa” (w systemie totalitarnym) na najwyższych wtedy funkcjach (już w tak młodym wieku?), po 1989 roku nagle piewca „Solidarności”, a dziś znowu zapalony orędownik czerwonego burmistrza. Sto twarzy i brak kręgosłupa.
Inny przykład hipokryzji. W telewizyjnej transmisji z pogrzebu Jacka Kuronia, wśród tłumu ludzi zauważyłem Wojciecha Jaruzelskiego. Ale nie tylko jego – było tam wielu byłych wysokich funkcjonariuszy PZPR i aparatu „bezpieczeństwa” (chyba tylko ich siedzeń), którzy wsadzali Kuronia do więzień. Ludzie ci mieli czelność przyjść na jego pogrzeb. Chyba liczyli na to, że po śmierci wybaczy im cierpienia za życia. Albo najzwyczajniej chcieli się pokazać i... zdekomunizować.
„wynajęty felietonista”
ZYGMUNT WYSZYŃSKI