Aż trudno uwierzyć, że iławski chór „Camerata” ma już 25 lat. Wielu mieszkańców wspomina, że chór towarzyszył wszystkim poważniejszym wydarzeniom w mieście. O tym, jak rodziła się śpiewacza machina i z jakim rozpędem podbiła słuchaczy w rodzinnym mieście i w na świecie opowiadają jego twórcy, dyrygentki i sami chórzyści.
Był wrzesień 1986 roku. Trzech muzyków: Jan Kiersnowski, Waldemar Okołowski oraz Hipolit Szalkiewicz wpadło na pomysł założenia chóru.
– Śpiewałem w chórze na uczelni, więc gdy tuż po studiach sprowadziłem się do Iławy, brakowało mi tego – wspomina Kiersnowski. – Dlatego postanowiliśmy zebrać nauczycieli szkoły muzycznej i wspólnie śpiewać.
Później do chóru dołączali też uczniowie i absolwenci iławskiej szkoły muzycznej. Z czasem na próby zaczęli przychodzić ich znajomi, rodzina, przyjaciele. I ci, co do śpiewu dryg mieli, szybko dali się wciągnąć w tę „śpiewaczą” machinę.
– Czy trudno było ich namówić? Chyba nie, bo jak ktoś coś kocha, to namawiać do tego nie trzeba – twierdzi Szalkiewicz.
JESTEM PEŁEN PODZIWU
Próby odbywały się w szkole muzycznej. Z tej racji chór pod swoje skrzydła wziął Szalkiewicz, pełniący wówczas obowiązki dyrektora tej szkoły.
– Moja rola była typowo organizacyjna, nie czuję się specjalnie zasłużony – mówi Szalkiewicz. – Chciałem, by to był profesjonalny chór, a w tym ogromna zasługa była najpierw Alicji Szymańskiej, a następnie Honoraty Cybuli. To one chór „wychowały”.
Jego zdaniem, największą trudnością było zebranie odpowiednich osób oraz wkładana od początku praca w zespół.
– Repertuar od początku nie był łatwy – dodaje Szalkiewicz. – Tym bardziej, że później dołączały osoby, które nie miały wykształcenia muzycznego, a trzeba było często nauczyć ich czytania nut i wyjaśnić, o co w tym śpiewaniu chóralnym chodzi. Naprawdę bardzo podziwiam obie dyrygentki za ten wysiłek.
Jak mówi Szalkiewicz, chóralne życie to ciężka praca. Co najmniej dwie godziny dwa razy w tygodniu trzeba uczestniczyć w próbach, do tego dochodzą występy i wyjazdy.
– Podziwiam też moje koleżanki i kolegów z chóru, którzy z takim zaangażowaniem działają w zespole – mówi. – Też kilkanaście lat w chórze śpiewałem, nadal z przyjemnością przychodzę posłuchać ich na koncertach. Jestem zafascynowany poziomem wykonań. Wiem, ile trzeba włożyć pracy, aby każdy z tych utworów doprowadzić do takiego brzmienia.
PIERWSZA „OPIEKUNKA”
Początki chóru pamięta także jego pierwsza „opiekunka” Alicja Szymańska.
– Pod koniec wakacji 1986 roku ówczesny dyrektor zaproponował mi dyrygowanie chórem – wspomina. – Pomysł wspólnego muzykowania bardzo mi się spodobał. Pierwsza próba odbyła się 27 września w sali numer 1. Przyszło na nią kilka osób.
Pierwsza dyrygentka podkreśla, że dużego wsparcia wówczas udzielali chórowi Danuta Nawrot – ówczesna nauczycielka wf-u, pełniąca też funkcję szefowej Związku Nauczycielstwa Polskiego w Iławie i Edward Bojko – wtedy inspektor oświaty. To dzięki wsparciu ZNP uszyto pierwsze stroje dla chóru, sponsorowano pierwsze wyjazdy.
W kronice chóru czytamy: „Po raz pierwszy chór Camerata zaśpiewał 26.10.1986 r. dla Polskiego Związku Emerytów i Rencistów w Miejskim Domu Kultury w Iławie. Pierwszy „samodzielny” koncert chóru odbył się 14 października 1987 r. z okazji Dnia Edukacji Narodowej w Urzędzie Miasta w Iławie.”
Pierwszy występ poza Iławą miał miejsce w Poznaniu w 1988 roku.
– To było na Przeglądzie Chórów Nauczycielskich – mówi Szymańska. – Potem wiele emocji przyniósł wspólny występ z innymi chórami podczas wizyty papieża Jana Pawła II w Olsztynie. W 1992 roku po raz pierwszy wyjechaliśmy za granicę – do Szwecji. Rok później udaliśmy się w podróż do Włoch – między innymi przygotowaliśmy oprawę muzyczną do mszy koncelebrowanej przez papieża w Castel Gandolfo.
To był jej ostatni wyjazd z chórem. Po siedmiu latach od powstania zespołu opiekę nad nim objęła Honorata Cybula.
– Przez pierwsze dwa lata tęskniłam za chórem, nawet czasami spać nie mogłam, bo przeżyłam emocjonalnie to rozstanie, na które złożyło się wiele czynników – wspomina. – Do tej pory, gdy tylko mi się uda, chodzę na koncerty i z przyjemnością słucham chóru.
DYRYGENT TO DYKTATOR
Obecna dyrygentka do chóru dołączyła po muzycznych studiach, a także 10-letniej pracy z chórami poznańskimi w Poznaniu. Pierwszy raz usłyszała Cameratę w styczniu 1991 roku podczas koncertu kolęd w „czerwonym” kościele. Dla niej było naturalne, że nawiąże współpracę z zespołem.
Na początku w Cameracie nie tylko śpiewała, ale prowadziła także zajęcia z emisji głosu.
– Przyszłam do chóru, gdy ten obchodził 5-lecie istnienia – wspomina Cybula. – Byłam chórzystką, co pozwoliło mi poznać zespół „od środka”. Jestem z wykształcenia chórmistrzem, więc po odejściu Alicji zostałam dyrygentem chóru.
Uważa, że w muzyce nie ma miejsca na demokrację.
– Muzyka wymaga dyscypliny muzycznej i organizacyjnej, więc dyrygent musi być i artystą, i „dyktatorem” – podkreśla. – Członkowie chóru, którzy deklarują swój udział w pracy zespołu, są bardzo zdyscyplinowani i zaangażowani we wspólne działanie. To pozwala nam osiągać zamierzone cele.
O umiejętnościach wokalnych chórzystów mówi:
– Aby śpiewać w chórze, trzeba mieć określone predyspozycje wokalne i słuch muzyczny – przekonuje. – Śpiewu trzeba się nauczyć. Ważne jest, by ćwiczyć systematycznie i wyznaczać sobie nowe zadania wokalne.
Jak ocenia poziom chóru? Trudno jej patrzeć na to z boku i porównywać poziom obecny i ten sprzed lat. Uważa, że chór ma możliwości, by sięgać po coraz trudniejszy i ciekawszy repertuar.
Jak mówi, chór to ludzie o różnych profesjach, wieku (chórzyści mają od 16 do 65 lat), przekonaniach politycznych, wyznaniach oraz gustach muzycznych.
– Nam ta różnorodność nie przeszkadza, a wręcz jest inspirująca. Chór to grupa, którą łączy coś od środka – podkreśla. – Umiemy razem nie tylko śpiewać, ale też bawić się i płakać.
Zaznacza, że w chórze bardzo znaczącą rolę odgrywa Michał Wróblewski, aranżer, akompaniator, a także chórzysta.
– Chóru w takiej formie, jaką mamy obecnie, nie byłoby bez niego – twierdzi. – To rewelacyjny muzyk. Jego talent i zaangażowanie mają bardzo istotny wpływ na artystyczny kształt zespołu. Tworzymy z Michałem jakby naczynia połączone, jest dla mnie cennym doradcą i inspiratorem w kwestiach artystycznych.
DZIELIMY SIĘ KULTURĄ
Trudno jej powiedzieć, który moment, koncert był dla chóru najcenniejszym doświadczeniem.
– Każdy z chórzystów pamięta wewnętrznie i zapamiętuje inne wydarzenia i koncerty – zauważa. – Dla mnie najbardziej doniosły był koncert kolęd w filharmonii w niemieckiej Kolonii w 1997 roku. Śpiewaliśmy w przepięknej sali, przed niesamowitą dwutysięczną publicznością, którą nasze polskie kolędy autentycznie wzruszały.
Czy ma marzenia, jeśli chodzi o występy w szczególnych miejscach czy przed specjalną publicznością?
– Moje marzenia bardzo często przemieniają się w realne koncerty. Jeśli tylko pozwalają nam możliwości czasowe i finansowe, to wyjeżdżamy i dzielimy się swoimi umiejętnościami z szeroką publicznością – twierdzi Cybula. – Z tych wyjazdów czerpiemy nowe inspiracje artystyczne. Spotykamy zawsze wspaniałych ludzi, dla których w tym skomercjalizowanym świecie najważniejsze jest „być”, a nie „mieć”. Przy okazji dużo zwiedzamy, poznajemy nowe kultury. Teraz cicho marzę o kulturze pozaeuropejskiej.
Jedną z ciekawszych tradycji podczas zwiedzania kościołów, pałaców, ratuszów czy sal jest spontaniczny rytuał.
– Po prostu stajemy i wykonujemy wybrany utwór – mówi. – Dzielimy się muzyką z przypadkowymi słuchaczami, najczęściej bardzo sympatycznymi i zaangażowanymi w słuchanie. Śpiewem także dziękujemy, witamy się lub żegnamy.
Często biorą udział w przeglądach i konkursach. Na swoim koncie mają sukcesy.
– Nagrody i wyróżnienia zawsze dodają nam dobrej energii i siły do dalszej pracy – mówi pytana o najcenniejsze trofeum. – Najbardziej cenimy sobie nagrody z prestiżowych festiwali czy przeglądów – jak w Legnicy, Rumi, Warszawie. Bardzo cenne, bo już na początku naszego śpiewania, było III miejsce w walijskim Llangollen na Międzynarodowym Festiwalu Pieśni i Tańca. Ale nie jesteśmy łowcami nagród. Z reguły nie bierzemy powtórnie udziału w tym samym konkursie.
„SREBRNI” CHÓRZYŚCI
Jest w chórze kilka osób, które działają od samego początku. Oprócz Jana Kiersnowskiego, jednego z założycieli, od 25 lat śpiewają też Henryk Witkowski i Adam Janowski.
– Do chóru trafiłem dzięki niewielkiej zachęcie „Jurka” (Hipolita Szalkiewcza – red.) – wspomina Witkowski. – Byłem wówczas nauczycielem w szkole muzycznej.
– Mnie do chóru wciągnął mój kolega jeszcze z czasów nauki w „budowlance” – Waldek Okołowski – mówi z kolei Janowski. – Wiedział, że kiedyś grałem w naszej orkiestrze dętej i zapytał, czy nie byłbym zainteresowany śpiewaniem.
Mimo wsparcia ZNP, pamiętają, że wówczas się nie przelewało i nieraz zdarzało się jechać na występ w pożyczonym garniturze.
Chór miał i ma nadal wpływ na ich codzienne życie.
– Musimy mieć bardzo wyrozumiałe żony – twierdzi Janowski. – Czasami próby i wyjazdy zmuszały nas do pozostawienia ich z dziećmi i całym gospodarstwem domowym na głowie.
Kiersnowski z kolei w domu zawsze podawał argument, że chór jest mu niezbędny do pracy (był nauczycielem muzyki). Dzięki niemu mógł się rozwijać.
– Zdarzało się, iż na jakiś czas sprawy rodzinne powodowały, że się wyłączaliśmy z życia chóralnego – dodaje Witkowski. – To wszystko wymagało kompromisów.
WSPOMNIENIA, WSPOMNIENIA…
Z sentymentem wspominają wspólne wyjazdy.
– Szczególnie wzruszający był ten do Włoch, gdzie na 70. rocznicy powstania polskich wojsk lotniczych śpiewaliśmy na mszy w Castel Gandolfo – wspomina Witkowski. – Pamiętam, że w uroczystości brał udział nasz jedyny kosmonauta pan Hermaszewski. Mnie brak tych dawnych wyjazdów z karimatą pod ręką. To były niezapomniane czasy.
– Pamiętam występ w Walii, gdzie zjechały się chóry z całego świata, nawet z Afryki, to było niesamowite wrażenie posłuchać ich – mówi Kiersnowski. – Jeden utwór, który był obowiązkowy dla wszystkich wykonawców, zaśpiewali tak, że nikt go nie rozpoznał.
Przyznają, że przez te lata chór przeszedł metamorfozę i znacznie podwyższył poziom.
– Ale to lata pracy, ogromnego zaangażowania dyrygentów, no i chórzystów – mówi Janowski.
Marzenia?
– Występ za oceanem, to zdecydowanie byłoby da mnie cenne doświadczenie – mówi Witkowski.
– Lubimy śpiewać na dużych scenach, najchętniej z orkiestrą, bo to duże przeżycie – dodaje Kiersnowski.
BENEFIS NA JUBILEUSZ
Dziś już nikt nie pamięta, kto wymyślił nazwę Camerata. Pewne jest, że słowo pochodzi od Cameraty florenckiej – grupy ludzi, którzy w XVI wieku łączyli muzykę z teatrem greckim, gdzie ważnym elementem był właśnie chór. Byli to przyjaciele, których łączyła wspólna pasja do sztuki.
Pokaz efektów 25-letniej pasji iławskiej grupy odbędzie się w najbliższą sobotę 24 września o godzinie 19 w hali widowiskowo-sportowej. Wstęp na ten wyjątkowy benefis jest bezpłatny.
– To będzie spotkanie z chórem Camerata, który zaprezentuje publiczności nowy, specjalnie na tę okazję przygotowany program – odkrywa rąbka tajemnicy Cybula. – Ten koncert odsłoni też trochę naszą „kuchnię” i inną twarz zespołu. Będą wspomnienia chórzystów, wywiady, efekty specjalne i niespodzianki dla widzów. Będzie też wystawa zdjęć. Serdecznie zapraszamy!
JUSTYNA JASKÓLSKA
fotografie prywatne
Obecnie chór tworzy około 40 osób
w wieku 16-65 lat. Tu podczas próby przed
jubileuszowym benefisem
Uroczystość z okazji 5-lecia chóru odbyła się
najpierw w Urzędzie Miasta, a ta mniej oficjalna
w dawnym „Rambo”
To spotkanie będą pamiętać przez lata
– występ podczas mszy w Castel Gandolfo,
gdzie przyjął ich nieżyjący już Jan Paweł II
Jeden z cenionych przez chórzystów konkursów
w Rumi. Mieli tu wyjątkowe szczęście dwukrotnie
odbierać pierwszą nagrodę
Alicja Szymańska była pierwszą dyrygentką Cameraty. Do dziś z przyjemnością chodzi na koncerty zespołu
Honorata Cybula, obecna dyrygentka, podkreśla, że chór najbardziej ceni sobie dzielenie się własną twórczością i chętnie czerpie doświadczenia od innych wykonawców
Występ w niemieckiej filharmonii kolońskiej to jedno
z najcenniejszych doświadczeń muzycznych
w karierze zespołu
Wybrane sukcesy Cameraty
- Grand Prix i nagroda publiczności podczas VI Otwartego Ogólnopolskiego Turnieju Chórów „O miecz Juranda” w Spychowie (czerwiec 2011);
- I nagroda na IX Ogólnopolskim Konkursie Chórów CAECILIANUM w Warszawie (październik 2009);
- Grand Prix na IV Ogólnopolskim Konkursie Kolęd i Pastorałek w Chełmnie (styczeń 2009);
- II miejsce na III Ogólnopolskim Konkursie Chóralnym Muzyki Pasyjnej w Bydgoszczy (marzec 2007);
- I miejsce na II Ogólnopolskim Konkursie Chóralnym ARS LITURGICA w Toruniu (październik 2006);
- Grand Prix na II Turnieju Chóralnym „O wstęgę Drwęcy” (styczeń 2005);
- I miejsce w kat. A na XV Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Religijnej w Rumi (październik 2003);
- I miejsce na V Ogólnopolskim Festiwalu Chóralnym w Łodzi (październik 2002);
- Grand Prix na I Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Religijnej w Barczewie (czerwiec 2002);
- I miejsce kat. B na X Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Religijnej w Rumi (październik 1998);
- I miejsce w konkursie na XVII Ogólnopolskim Turnieju Chórów w Legnicy (maj 1998);
- I miejsce kat. B na VI Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Religijnej w Rumi (październik 1994);
- III miejsce w konkursie na Międzynarodowym Festiwalu Pieśni i Tańca w Llangollen (lipiec 1994).