Gdy poznali się na szpitalnej sali, nie sądzili, że kiedyś stanie są ona ich drugim domem. Sabina i Piotr po 4 latach „chodzenia” ze sobą zdecydowali się stanąć na ślubnym kobiercu. Dwa lata później los dał im upragnionego synka. Kubuś niestety urodził się ze zniekształconymi stópkami. Potem doszły jeszcze inne schorzenia. Dziś rodzice na jeden wyjazd z dzieckiem do lekarza wydają ponad 500 złotych. Pomóżmy Kubusiowi w powrocie do zdrowia i w rehabilitacji. Niech wreszcie zobaczy uśmiech na twarzy swych rodziców i dziadków…
W drzwiach powitała mnie Sabina, która miała na rękach małego Kubusia. Od razu w oczy rzuciły mi się jego grube okulary, które miał na nosku. By ich nie ściągał, są zamocowane gumką wokół głowy.
Wchodząc dalej, czułam, że Kuba, choć nie widzi na jedno oczko w ogóle, wodzi za mną wzrokiem i wsłuchuje się w mój głos – obcy dla niego. Potem wita mnie jego tata i dziadkowie.
WIELKIE WYCZEKIWANIE
– Poznaliśmy się w 2002 roku w iławskim szpitalu – wspomina Piotr Karaim z Iławy. – Odwiedzałem wtedy moją chorą babcię, a obok niej leżała właśnie Sabina. Od razu wpadła mi w oko i gdy po tygodniu opuszczała szpital, poprosiłem ją o numer telefonu. Wtedy wszystko się zaczęło.
Po 4 latach znajomości, a nawet wspólnej pracy w Mazur Comfort na tapicerni, zdecydowali się na ślub. Dwa lata później pojawił się Kuba.
– Bardzo chcieliśmy mieć dziecko – mówi Sabina. – Chyba za bardzo tego pragnęliśmy, bo długo nam nie wychodziło. Nie leczyłam się jednak. Twierdziłam, że wszystko ma swój czas. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, płakałam ze szczęścia, a ze mną cała rodzina.
Ta piękna chwila trwała całe 9 miesięcy.
– Dbałam o siebie – dodaje mama Kuby. – Od razu zrezygnowałam z pracy, by nie narażać dziecka. Poszłam na zwolnienie lekarskie i przez jego cały czas kontrolowałam ciążę i rozwój dziecka pod opieką prywatnego ginekologa. Wybrałam kobietę, bo sądziłam, że lepiej mnie zrozumie. Nie było żadnych powodów do niepokoju, tak zawsze mówiła. Nie robiliśmy żadnych specjalnych badań, bo podobno też nie było ku temu podstaw. Nie było badania prenatalnego ani badania na konflikt serologiczny. Czułam się bardzo bezpiecznie i to, co stało się po porodzie, było dla nas ogromnym szokiem.
SZPITAL BYŁ IM PISANY
28 marca 2008 roku przyszedł ten czas. Sabina urodziła synka przez cesarskie cięcie. Podejrzewano zamartwicę ciąży – niedotlenienie noworodka. Zaraz po urodzeniu lekarka, która prowadziła całą ciążę Sabiny, poinformowała ją o kalectwie synka – stopy końsko-szpotawe.
– Nie miałam pojęcia o takiej chorobie – dodaje kobieta. – Byłam wystraszona i przerażona. Leżałam po cesarce i płakałam...
A lekarze już 18 godzin później założyli na nóżki Kubusia gips – od stóp po pośladki.
– Iławski ortopeda kazał nam przyjść do kontroli za dwa tygodnie – mówi Sabina. – Gdy poszliśmy na tę kontrolną wizytę, lekarz opukał gips, popatrzył tu i tam i kazał przyjść znów za tydzień (medyczne poradniki mówią o wymianie opatrunku gipsowego u noworodków i niemowląt co 3-4 dni – red.). Gdy wtedy zdjął gips, przeraziłam się, jak zobaczyłam nóżki mego synka. Były sino-czerwone, całe w drobnych rankach. Stwierdziłam, że leczenie synka w Iławie, gdzie nie ma dziecięcego ortopedy, nic nie da. Zdecydowaliśmy się na wizytę w prywatnej klinice „Eskulap” w Olsztynie, gdzie leczy się maleńkie dzieci.
Tam, jak mówi matka, lekarz na pierwszej wizycie od razu odesłał ich do domu, by wyleczyli nóżki synka, a dopiero potem przyjechali na kolejną konsultację. W międzyczasie nakazał wykonywać masaże i ćwiczenia stóp.
– Przez jakiś czas miał wymieniany co tydzień gips – dodaje tata chłopca. – Potem zastosował leczenie protezą stabilizacyjną, którą Kuba ma na sobie od prawie sześciu miesięcy, każdego dnia i nocy.
– Przyzwyczaił się do protezy, czasem bawi się nią, pukając nóżką o nóżkę, bo wtedy wydaje ona „ciekawy” dźwięk – wtrąca Sabina. – Żartujemy, że mamy syna w ostrogach.
Jakby nie było, Kuba jest bardzo odważny. Wiele w swoim króciutkim życiu przeszedł, a mimo tego chętnie się bawi i uśmiecha.
Rodzice na tyle, na ile mogli, zaopatrzyli synka w sprzęt rehabilitacyjny. W domu jest mata do hydromasażu. Prócz codziennych ćwiczeń chłopca w jego ulubionym pokoju są też ćwiczenia w szpitalu. Zajmuje się nim Aneta Kamińska, rehabilitantka, z którą Kuba chętnie współpracuje.
– To wspaniała kobieta, która nauczyła nas wiele i wiele dobrego uczyniła – mówi Sabina.
Najważniejsze, że wadę stóp, z jaką się urodził, można wyleczyć. Wiktor Kołtun z „Eskulapa” mówi otwarcie, że Kuba będzie normalnie chodził, ale trzeba kontrolować cały czas nóżki.
KOLEJNA TRAGEDIA
Gdy Kuba miał 3 tygodnie, złapał infekcję układu moczowego. Rodzice zdecydowali, że pojadą z nim od razu do Olsztyna.
– Leżeliśmy tam dwa tygodnie – wspomina Sabina. – Dwa dni przed wypisaniem nas z oddziału jak grom z jasnego nieba spadła na nas kolejna straszna wiadomość.
Okazało się, że Kuba ma wrodzoną zaćmę. Trzeba było jechać do kliniki w Katowicach, która specjalizuje się w dziedzinie zaćm wrodzonych u małych dzieci.
– Tam potwierdzono olsztyńską diagnozę – mówi Piotr. – Kuba był operowany. Niestety, lewe oko jest w bardzo złym stanie, bo na nerwach są blizny, których zoperować się nie da i Kuba na to oko widzi zaledwie w kilku procentach. Co do prawego, to czas pokaże, bo w sumie Kuba sam za jakiś czas powie, czy widzi czy nie. Do tego doszedł jeszcze zez.
PRYWATNIE DO STOLICY TANIEJ
Sabina i Piotr znaleźli prywatną klinikę okulistyczną w Warszawie. Wizyta u profesora okulistyki dziecięcej Marka Prosta kosztuje ich z dojazdem dużo mnie niż same bilety PKP do Katowic.
– Dlatego po operacji w Katowicach i ośmiu wizytach w klinice zdecydowaliśmy się leczyć synka prywatnie w Warszawie – wylicza wydatki Sabina. – Wizyta kosztuje 300 złotych, a do Katowic sam koszt biletów (w obie strony dla rodziców – red.) prawie 500. Do tego trzeba było doliczyć koszt pobytu, bo w jeden dzień się nie dało obrócić tam i z powrotem. Kuba przecież był w gipsie.
Wizyta w grudniu zeszłego roku w Warszawie dała rodzicom nadzieję, że ich synek może widzieć. Na razie, po usunięciu zaćmy w Katowicach, nosi korekcyjne okulary.
– Takie okulary to wydatek około 600 złotych, a on przecież szybko rośnie, zresztą jak każdy niemowlak z dnia na dzień przybiera w centymetrach – zauważa tata Kubusia. – Te, które ma na nosie, są już drugimi, dlatego też myślimy o soczewkach, ale nie takich na stałe, lecz na rok, bo jego oczka też przecież rosną.
Koszt rocznych soczewek to 1.200 zł. Potem będzie można wszczepić drugie i to będą już takie „niewyjmowane”.
– Ale to już poważny wydatek – smutnieje matka. – Gdybyśmy tylko mieli te pieniądze, to od razu byśmy synkowi je kupili. Warszawscy lekarze mówią, że ta stała soczewka kosztuje około 3 tysięcy.
POMÓŻ KUBUSIOWI
Dziś Sabina jest na urlopie wychowawczym. Rodzinę utrzymuje Piotr, który wciąż pracuje w Mazur Comfort jako tapicer. Gdy koledzy z pracy dowiedzieli się, że mają chorego synka, zaczęli pomagać. Do pomocy dołączył się także dyrektor firmy.
– Za waszym pośrednictwem chcielibyśmy bardzo podziękować panu Andrzejowi Podlewskiemu i przewodniczącemu związków zawodowych panu Waldemarowi Musialikowi – mówią razem rodzice. – Pomógł nam finansowo już nie raz.
Jednak pieniędzy wciąż potrzeba. Najwięcej na dojazdy do lekarzy i oczywiście na soczewki, by odciążyć Kubusia od okularów na gumce, bo czasem bardzo się denerwuje, gdy ma je na swym małym nosku.
Wpłacając pieniądze na konto Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Iławie, możesz pomóc Kubusiowi w jego dążeniu do bycia zdrowym. Warto zauważyć, że Kuba pod względem intelektualnym rozwija się lepiej niż jego rówieśnicy.
Rodzinę wspomaga modlitwą siostra Sabiny, która jest zakonnicą w Watykanie. Już w lutym Młodzieżowa Rada Powiatu i Miasta Iławy przygotowuje wielki koncert charytatywny, z którego zebrane pieniądze zostaną przekazane na leczenie Kubusia.
JOANNA MAJEWSKA
Kilka godzin po porodzie było wiadomo, że Kubuś urodził się
z kończynami końsko-szpotawymi. 18 godzin później był już
w gipsie. Sabina (27 lat) długo nie mogła opanować łez
Pierwsza kąpiel w domu
Kuba czasami się denerwuje i ściąga okulary.
Najlepsze dla chłopca byłoby wszczepienie soczewek,
jednak na ten zabieg potrzebne są pieniądze
– dlatego prośba do wszystkich o pomoc!
Stópki Kuby zaczynają wracać do normy.
Ciężka praca rodziców, rehabilitantów i opieka olsztyńskiego
specjalisty z dziedziny ortopedii dziecięcej dają efekty.
Ten stabilizator musi mieć na nóżkach non stop
„Taki mam kłopocik…” – zdaje się mówić mały Kubuś Karaim
Numer konta Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Iławie,
pod który można wpłacać pieniądze:
Millenium S.A.
56 1160 2202 0000 0000 5679 2229
z dopiskiem DLA KUBUSIA
Z czym boryka się 9-miesięczny Kubuś
ZAĆMA WRODZONA – powstaje w życiu płodowym pod wpływem pewnych czynników działających na kobietę w pierwszych miesiącach ciąży. Najczęściej czynnikami takimi są: choroba matki, głównie zakażenia wirusowe (różyczka, żółtaczka zakaźna, grypa), awitaminoza (w szczególności niedobór witamin z grupy B) i substancje toksyczne.
STOPY KOŃSKO-SZPOTAWE – zniekształcenie narządu ruchu, które występuje najczęściej w postaci wrodzonej u 0,2-0,5% noworodków (częściej dotyczy chłopców). Polega na stopniowym zwichnięciu kości łódkowatej względem głowy kości skokowej i utrwaleniu tego nieprawidłowego ustawienia. Przyczyna – zaburzenie równowagi mięśniowej powstałe z przyczyn do dzisiaj nieznanych. Leczenie nieoperacyjne, które należy podjąć jak najwcześniej. Źródło: Poradnik medyczny